sobota, 24 września 2016

Jeden wielki spisek. Czyli jak rezygnując z szamponu, nabawić się bólu zębów.

Specjalnie dla was, kochani, moja przerwa między zębami!
Wierzycie w teorie spiskowe? Ja zdecydowanie tak. Cały ten spisek żarówkowy, na przykład. Przecież to prawda i wszyscy to wiedzą!
Do moich teorii spiskowych dołączyli producenci kosmetyków. 
Przecież to oczywiste.
Luźne przemyślenia, na podstawie których można nabawić się bólu zębów, rezygnując z szamponu:

Po miesiącu stosowania OCM zniwelowałam nadmierne przetłuszczanie się skóry, spowodowane tym, że od lat czyściłam twarz zbyt mocnymi środkami, które powodowały przetłuszczanie. Były skonstruowane tak, żebym tylko kupowała ich więcej. Dawały uczucie suchej skóry na kilka godzin.

No dobra, źle sobie dobrałam pielęgnację, okej, to o niczym nie świadczy. To nie było dla mnie i zniszczyłam sobie cerę latami używania źle dobranych kosmetyków. No przecież. To nie było dobre dla mojej cery, ale ja się teraz zastanawiam dla czyjej cery do byłoby dobre... Myślę że każda cera zareagowałaby tak samo i że nie ma osoby o tak tłustej cerze z natury, żeby istnienie takiego kosmetyku miało jakiś sens. A każda firma ma coś takiego.

Ale teraz, kiedy zrezygnowałam z szamponu i myję włosy samą wodą, a one zamiast być gorsze, są o wiele lepsze i powoli przetłuszczają się po coraz dłuższym czasie od mycia.
Jednoznacznie wynika z tego, że coś tu jest nie tak, ponieważ jesteśmy przekonani, że potrzebujemy szamponów, jest to coś niezbędnego jak szczoteczka do zębów i pasta... i mydło lub żel pod prysznic. No przecież to jest absolutne minimum zachowania higieny osobistej. "Helooł"

A tu psikus! Nie używam szamponu. Nie używam i nie potrzebuję. Się okazało, ani żadnych zamienników. Serio? Nigdy bym na to nie wpadła sama.

Pamiętam z dzieciństwa, że sobota była dniem mycia włosów. Wiadomo na wieczór, bo w niedzielę do kościoła. Ale nie tylko dla dzieci, dla rodziców też. Nie przypominam sobie, żeby mieli przetłuszczone włosy, na zdjęciach też nie są raczej przetłuszczone. Czy może to świadczyć o tym, że początkiem lat 90 i końcem lat 80 szampony były dla skóry delikatniejsze?

Nie mogę też powiedzieć, że nie mylą mnie wspomnienia. Może mnie mylą. Nie wiem, dzieckiem byłam, co ja tam wiedziałam.

Faktem jest, że teraz moja mama musi myć włosy codziennie lub co drugi dzień. Ja musiałam myć codziennie. Większość ludzi myje włosy tak często, raczej codziennie. Czasami co drugi dzień i rzadko co trzeci.

No ale skoro to jest oszustwo, ten cały szampon i żel do mycia twarzy, zaczęłam myć twarz samą wodą też. Od czasu do czasu myłam wcześniej twarz masłem Shea, ale głównie to mydłem Dove.
Myje samą wodą, przegotowaną i zimną, dokładnie wszystko ścierając ręcznikiem - mycie raczej mechaniczne. Efekt, brak wyprysków... Nawet w te dni... Wow! Ok z lenistwa umyłam wodą z kranu... Pryszcz na nosie... Eh... Przegotowaną tylko zatem, ok.

No ok, więc działa... Trzeba iść dalej... Mydło... No bez przesady, wiadome miejsca mydłem myję, za duży hardkor, no ale plecy np, albo nogi, ramiona brzuch. Przecież sama woda wystarczy, no to ok, myje wodą i gąbką szoruję. A tam gdzie trzeba to mydłem, dłonie też, po skorzystaniu z toalety, takie tam, wiadomo. Tylko to moje mydło Dove ma taki dlugi skład, z którego nic nie rozumiem, ale mam spory zapas, później się będę zastanawiać.

Co tam jeszcze zostało z tych niezbędnych? Szczoteczka i pasta. No ok szczoteczka mi nie robi chyba krzywdy, ale ta pasta to zło na pewno. Trują nas fluorem. I srebrem. co tam jest jeszcze, nie wiem, ale wystarczy poczytać internet... ludzie robią sobie sami pastę w domu! Skoro oni robią to ja też.
Najprostszy przepis: Soda i olej kokosowy w stosunku jeden do jednego. No jasne, sodę miałam olej dokupiłam. Łyżka sody Łyżka oleju. Umyłam zęby na wieczór... Dziwne to, ale czuję, że zęby są czyste. Super!

Tylko, że... Wstaje rano i zęby mam takie jak po wypiciu 4 litrów Coli... Auuuć i boli kiedy jem. I takie wrażliwe, gdy piję zimną wodę... I nawet nie mam ochoty dodać octu balsamicznego do sałaty... Mimo że to uwielbiam, w ogóle nie mam ochoty jeść... auć.

Serio! Jak mogłam myśleć, że coś czego używam do przepychania rur, będzie dobre dla moich zębów... Aj!

Nie używajcie sody do zębów!
Do włosów też nie.

Podaję za to prosty przepis na przepchanie odpływów za pomocą sody:
Wsypujecie sodę w odpływ, gotujecie w czajniku wodę i mieszacie ją z octem (więcej octu). I cały myk polega na tym, żeby wlać to w odpływ, do tej sody i szybko zatkać korkiem. A jak jest jeszcze jedna dziurka, np w zlewie, to też ją trzeba czymś zatkać. I tak czekasz trzymając mocno, aż te bąbelki przepchają wszystko na drugą stronę. A jak nie zadziałało to powtarzamy.

Jeszcze raz: Przepychanie odpływu: tak. Zęby: Absolutnie nie!
Mam nadzieje, że niedługo przejdzie.

Paaa.



2 komentarze:

  1. Ohohoho, wyczuwam bratnią duszę w walce o prawdę!:D Co do tej pasty, to może spróbuj połączenia olej kokosowy + węgiel aktywny. Węgiel raczej absolutnie nie podrażnia, a podobnie jak soda ma m.in właściwości rozjaśniające. Co do tych spisków... Będzie oczywiście medycznie, ale to nie moja wina, że to mnie najbardziej interesuje:D Czytałam kiedyś fajny wpis na Aniamaluje, gdzie wspominała np. o lekarzach, którzy kiedyś ogarnęli, że w sumie pacjenci, którzy do nich przychodzą i u których diagnozuje się anemię, mają straszne niedobory żelaza i że najprostszą drogą, żeby te osoby nie chorowały co chwilę, byłoby po prostu wprowadzenie do diety np. wątróbki, która jest jego super źródłem (super na wtedy, dziś znamy też inne "super", ale wątróbka wciąż jest z tego co wiem w top liście). Zaczęli zalecać pacjentom żeby wprowadzili ją do diety i pacjenci faktycznie zaczęli zdrowieć. Ale... oczywiście nie spodobało się to szefostwu i lekarze zostali chyba najpierw upomnieni, a potem po prostu zablokowani w wykonywaniu obowiązków, bo byli ryzykiem dla przemysłu farmaceutycznego. Rynek farmeceutyczny dziś to przecież temat rzeka. Na chemii jeszcze w liceum mieliśmy kiedyś temat o SLS, gdzie mogłam mieć też swoje pięć minut:D Pani ogólnie mówiła np. że SLS jako SLS, nie ogólnie siarczany, był stosowany przede wszystkim jako detergent do mycia ogromnych powierzchni na terenach zakładów itp. Potem dopiero ktoś mądry wpadł na to by użyć go wszędzie. Kosmetyki do mycia jeszcze rozumiem, bo może komuś się wydawało, że skóa jest tak brudna, ale SLS w paście do zębów np... to mnie przeraża. Mnie np po zwykłej paście bardzo często bolało gardło bo miałam przesuszone wszystko w środku(co ciekawe miałam właśnie okres gdy regularnie, co kilka miesięcy miałam "anginę" i w końcu laryngolog powiedział mi, że to żadne anginy, a po prostu reakcja obronna na mega przesuszenie mojej cieniutkiej błony śluzowej w drogach oddechowych, o którą powinnam maksymalnie dbać nawilżając) i ogólnie tak średnio sympatycznie było, czułam się jak po dezynfekcji:D Ale jasna sprawa, lekarz mi nie powiedział, że może picie tranu i unikanie klimatyzacji nie będzie tak efektywne, jak gdy zmienię pastę do zębów na delikatniejszą. Co jest nieziemskie, to fakt jak rynek kosmetyczny wprowadzając strasznie silne detergenty, nakręca rynek farmaceutyczny, bo skóra non stop przesuszana będzie dla większości osób znakiem, że czas na lek. Ludzie w ogóle ostatnio kochają słowo lek. Kosmetyk, nawet na wypadanie włosów (i ze składem całkiem logicznym) nie jest już popularny, jeżeli nie nazwą go lekiem i nie będzie spełniał jakiś tam pewnie warunków by tak faktycznie można było go nazywać.
    Ale co do leków i w ogóle rynku farmaceutycznego (którego chciałam być aktywną częścią dwa lata temu, żeby zmieniać go od środka), mnie rozbroiły tabletki na kaszel palacza. Póki co, nic tego nie przebija:D Lekomania nakręcana pośrednio także osłabieniem nas ze strony naturalnej bariery ochronnej - skóry. To strasznie ciekawe sprawy. Pozdrawiam i kończę, żeby znów nie wyszły cztery komentarze jak w mojej odpowiedzi na Twój komentarz na moim blogu:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Już nie mówiąc o wymyślonych chorobach śmiertelnych... I podawaniu na nie leków, które powodują objawy... Ale wracając do tej pasty, to co stosujesz?

      Usuń