czwartek, 8 września 2016

Ostatni rok.

Ostatni wpis w 2015... Kwiecień no nieźle...

No dobra, olałam tego bloga...

Okej, nie wiem też do końca czy wracam, chyba nie miałam już nic do powiedzenia, teraz testuję coś nowego, chciałabym to uwiecznić, więc piszę :) Ale zanim wam o tym opowiem, muszę opisać to co działo się u mnie do tego czasu.

Ostatni rok.

Mycie:

Około rok temu opuściłam nasz piękny kraj i udałam się na życiową emigrację. Straciłam dostęp do moich ulubionych, przetestowanych kosmetyków. Przed wyjazdem używałam szamponów i maski od Agafii, kupiłam sobie ich trochę na zapas.


Jestem we Francji tak swoją drogą, tutaj nie znalazłam żadnego sklepu z kosmetykami tej serii. Ceny w internecie 10 euro z przesyłką, w Polsce płaciłam 10 zł.
Czułam się zagubiona z tymi włosami... Mieliśmy w domu szampon bez SLS, prezent od teściowej dla mojego TŻ, ale był to szampon przeciwłupieżowy... Więc tak zwyczajnie powodował łupież (też mi niespodzianka!) i plątał włosy.
Z tego mojego zagubienia wynikło, że zaczęłam myć włosy mydłem, do ciała używam Dove. Włosy były po nim tłuste, tam jest za dużo kremów nawilżających. Chciałam używać do mycia szarego mydła potasowego, ciągnąco-lejącego, wiecie o czym mówię? Niespodzianka! Takie coś nie istnieje tutaj, oni o tym nie słyszeli. Zakupiłam więc sodowe mydło z Marsylii na oleju z oliwek, z najkrótszym składem, niestety nie znalazłam nic bez talku... Do mycia włosów to się nie nadawało. Osad mydlany, talk... Mat! No i takie uczucie że coś w tych włosach jest, brudne włosy po myciu. Nie ma ochoty się ich dotykać.
Postanowiłam udać się do Yves Rocher, tutaj te kosmetyki są stosunkowo tanie i wiem, że włosomaniaczki w Polsce je lubią. Kupiłam szampon z pokrzywą, do włosów przetłuszczających się. Niby nie powinnam takiego używać ale pokrzywa jest przecież dobra dla włosów... Za bardzo wysuszał skalp co powodowało przetłuszczanie. W tych szamponach z YR nie ma SLS, ale jest jakiś zamiennik: amonium lauryl sulfate. A sulfat to sulfat, mycie dosyć mocne.
Kupując to dostałam w prezencie kilka próbek, między innymi szampon do włosów z owsem. No więc wypróbowałam i się zakochałam. Gdy skończyłam niedobry szampon pokrzywowy, zakupiłam ten owsiany i odżywkę z serii, świetny nawilżający bardzo fajne miałam po nim włosy i kupiłam jeszcze raz... cudo!
No ale, że lubię zmiany chciałam wypróbować coś innego i zakupiłam, również w Yves Rocher szampon z leszczyną, do każdego typu włosów, delikatny dla całej rodziny - też fajny.
Pozwoliłam sobie na mały francuski akcent :)

Później przy okazji spaceru, wstąpiłam do mojego już ulubionego sklepu rozglądając się po półce dostrzegłam coś niesamowitego, aż trudno było mi uwierzyć.
Taaa Daaaa:

Okej niewiele widać na fotografii, na szamponie napisane jest:
Low ShamPoo
Shampooing non moussant (Szampon nie pieniący się)
Delicate cleaning cream, 
Silicone free 
Light & silky hair
Hawthorn (Głóg)
All hair types

Szampon, który jest tak naprawdę myjącą odżywką cudo! Myje lepiej niż każda odżywka, jakiej do tej pory wypróbowałam, w końcu jest do tego stworzony, jest też bardziej wydajny. Czasem sobie zmieszałam z miodzikiem, tak jak dawniej miałam w zwyczaju. Nom, cud, miód i masło Shea :) Bardzo polecam, o ile istnieje w polskim YR.

Skład: woda, stearyl alcohol, cetyl alcohol, lauryl glucoside, behentrimonium chloride, crataegus monogyna flower extract, isopropyl alcohol, glycerin, sodium benzoate, citric acid, panthenol, parfum, guar hydroxypropyltrimonium chloride, ethylhexyl salicylate, tocopherol, glycine soja oil, potassium sorbate.

Włosy przetłuszczają mi się co 1 i pół doby, to w sumie lepiej bo na samym początku musiałam myć codziennie, pamiętacie? Teraz mogłabym raz rano, następnego dnia wieczorem, potem dzień przerwy i znów rano. Ale mi się nie chciało kombinować więc myłam rano jeszcze czyste włosy, zwłaszcza latem.

W roli suchego szamponu wystąpiła mąka kukurydziana, ale nie zbyt często.

No i było idealnie, aż nie wiem w jaki sposób internet zaprowadził mnie w nieznane, ale o tym za później, chyba w poniedziałek.

Odżywianie:

Tutaj to nie mam za wiele do dodania, na początku używałam maski Agafii, a następnie odżywki z owsem IR metodą MO (milicja obywatelska). Miałam też zapas saszetek Biowaxu z Biedry ;)
Czasami, ale to bardzo czasami masło Shea (Mój kosmetyk do wszystkiego). Zakupiłam półkilogramowe brzydkie pudełko na ebay, służy mi głównie do OCM, włosów, pięt, paznokci, łydek...
Nie skupiłam się zbyt na odżywianiu, ponieważ stawiam jednak na nie niszczenie, spanie w koku lub warkoczu, jakieś bezpieczne gumki, szczotki, spinki, tak jak dawniej. Suszarki prawie brak, miałam tylko pewien okres suszarkowy gdy obcięłam grzywkę i ta się wywijała niewysuszona odpowiednio szybko i pod odpowiednim kątem.
Pozbyłam się już blondu praktycznie całkiem, więc koniec z przesuszonymi i połamanymi włosami. Jest różnica.

Włosy: kilka zdjęć z ostatnich kilku miesięcy, żeby wiedzieć o czym mówię ;) (przepraszam za jakość zdjęć, ja już nie mam fajnego aparatu)

Styczeń 2016:

Jak widać włosy falowane, myślę że był to czas szamponu z owsem, jeszcze kilka ostatnich pasemek blondu.

Maj 2016:

Miałam ochotę na zmiany, lubię się w grzywce :) (Brwi nie trzeba farbować)

Czerwiec 2016:


Niestety nie każdy kocha grzywkę tak jak ja i na prośbę TŻ zapuszczam, na bok też jest fajna od stycznia włosy były podcinane - jeszcze mniej blondu :D Tutaj już chyba myłam szamponem z leszczyną, odżywka nadal z owsem :)

Lipiec 2016:

Tutaj to nie wiem czym myłam, jakimś zwykłym slsem albo żelem pod prysznic, byłam na wyjeździe, to było kilka dni dni przed podcięciem u fryzjera. Taka cienizna generalnie i trochę strączków. Przedstawiam również nowy naturalny sposób czesania włosów, PAPUGA! Pozdrowienia dla Rico i właścicielki :) 
Sierpień 2016:

Na koniec taki słabej jakości, najbardziej aktualny obraz moich włosów. Tutaj już były myte odżywką - szamponem. Blondu już nie ma, choć mam jeszcze końcówki, które były farbowane może już na taki rudawy bardziej. Gdy przestawałam farbować włosy, ostatnie 2 lub 3 razy używałam ciemniejszych kolorów i trzymałam na włosach farbę krócej, aby utworzyć gradient, ponieważ nie chciałam takiego kontrastowego przejścia, gdy będę zapuszczać włosy naturalne. 

Małe przypomnienie:

Ja widzę różnicę, a wy co myślicie?

Ah i jeszcze jedno, nie nauczyłam się grać w szachy ;) Za to całkiem sporo czytam po francusku.


1 komentarz: